czwartek, 30 września 2010

Niech od razu się wypłacze...

Idzie jak krew z nosa. Zamiast parę godzin dziennie na różnych zawodowych kreacjach, wrzesień w całości przesiedziałam w wiejskim przedszkolu, czołgając się po dywanie, budując wieże z klocków, ocierając zasmarkany nosek i licząc po cichu, że cud się stanie i sarenka pewnego pięknego dnia da mi wychodne…

Najpierw testowaliśmy sposób pani Basi…Niech od razu się wypłacze, potem będzie święty spokój! - przekonała mnie długim stażem. Zgodnie z zaleceniem zostawiałam zdumione dziecko na środku sali i zdecydowanym, kretyńskim krokiem opuszczałam lokal. Przez trzy dni w milczeniu córeczka oglądała dzieci, zabawki, niskie umywalki w toalecie, plac zabaw na podwórku, dostała nawet medal dla najdzielniejszego przedszkolaka… Czwartego dnia zadzwonił telefon …niech pani migiem przyjeżdża, nie możemy jej uspokoić, cały czas płacze…Sama miałam problemy, żeby wyciszyć i uspokoić roztrzęsioną, dwuletnią dziewczynkę.

Okazuje się, że nie sposób kroić wszystkich jedną miarką. Zły początek sprawił, że dziecko przez kolejne dwa tygodnie nie puściło mojej nogawki, a noce spędzało na naszych poduszkach włażąc nam na głowy. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś przywiązał mi do nogi 13 kilogramową kotwicę.

Wtedy do akcji wkroczyła pani Renia – Trzeba na nowo odbudować jej zaufanie. Jak się nie uda – trudno – jest dla niej za wcześnie… spróbujecie za rok. Pokiwałam smętnie głową, węsząc porażkę i przywiozłam do przedszkola wydeptane, niebieskie kapcie. Przez 2 tygodnie żadnych postępów. Sarenka dreptała za mną krok w krok, wychwytując nadludzkim zmysłem najmniejsze próby oddalenia się na centymetr. Weźmy opiekunkę! – błagałam męża popołudniami, wykończona całodobowym matkowaniem. I chłop byłby uległ żoninym lamentom, gdyby nie radosne prognozy naszej pani logopedy. Sarenka chodzi do przedszkola! Brawo! Tylko niech pani nie przyjdzie do głowy ją stamtąd zabierać!

Młoda, chudziutka jak wiosenny szczypiorek pani Ewelina nieśmiało zaproponowała pewnego dnia, żeby …może popołudniami przyjeżdżać? Dzieci jest wtedy mniej, mogę jej poświęcić więcej czasu?
Początkowo układały we dwie puzzle, rysowały, wycinały jesienne dekoracje. Maluch pomagał wychowawczyni wkładać dziecięce rysunki do segregatorów, porządkował porozrzucane zabawki. Zapracowana dziewuszka bez problemu wypuszczała mnie z sali do toalety. Aż uznała, że jej przeszkadzam w dobrej zabawie i sama wskazywała drzwi prosząc…mama sisi!

Moje „siusianie” trwa obecnie aż dwie godziny dziennie:) Nauczona przykrym doświadczeniem nie chcę przeholować. Liczę na październikowe postępy i kolejną godzinkę wychodnego. O pełnym etacie na razie nawet nie marzę. Gdybym zaczęła chodzenie do przedszkola techniką małych kroków, pewnie pracownia działałaby już w najlepsze. A tak, mam – zawodowy święty spokój!

8 komentarzy:

  1. Jak miło znaleźć się wprost z V , tu , u ciebie na Wzgórzu... Wypita herbatka u Ciebie na progu jest czymś co daje ukojenie i napawa spokojem.
    Zasiedziałabym się z pewnością dłużej gdyby nie moje własne życie które woła głośno i domaga się uwagi :)
    Co do sarenkowych przebojów-przedszkolnych-podbojów to trzymam kciuki tak mocno jak się da...bo autopsja podpowiada mi że sukces już blisko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszę co myślę. Nie znoszę większości przedszkolanek które znam. Im większe doświadczenie, tym większa znieczulica. Te ze stażem traktują dzieci jak kawał mięsa. A te młode- nie wszystkie zachowują się jak na opiekunkę takich maluchów przystało. Dobra przedszkolanka to jest skarb, taki skarb nam się z Młodym przytrafił w tym roku. Młody mi każe teraz wcześniej wstawać, bo przecież trzeba się przed śniadaniem pobawić, a jak przyjdę za wcześnie,to jest obraza. Pani Magda kupiła całą grupę.Już nie słyszę, że moje dziecko ma ruchy starszej osoby, jest ostatnie, jest uparte. Moje dziecko teraz jest wyważone, starajace się, ma swoje zdanie. I nie słyszę: są postępy ale małe. Słyszę:idziemy na przód. Przecież to wszystko prawie to samo. Prawie robi wielką różnicę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak w każdym zawodzie. Są ludzie z powołania i przypadkowi i chyba staż pracy niewiele ma z tym wspólnego. Książki by o tym pisać.....Będzie dobrze. Przecież wiesz, że masz niezwykłe dziecko i potrzebuje ono specjalnego traktowania. Twoja pracownia cierpliwie poczeka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bądź dumna ze swojej sarenki, to dla niej wielka rewolucja i mimo wszystko daje sobie radę. To jej wielkie zwycięstwo :) Nie jest to stracony czas dla Twojej pracowni, masz czas wszystko dokładnie zaplanować, przemyśleć, powoli przygotować...doceń ten czas i dobrze wykorzystaj. Potem tylko praca i realizacja planów :))) i spełnienie....:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta Pani Ewelina to pawdziwy skarb , aż żal ze ja nie trafiłam na taką. U mnie był horror Wiki płakała w przedszkolu a ja w drodze do pracy i najgorsze że nic nie mogłam zrobić szkoda gadać bo do dziś jeszcze diabli mnie biorą jak sobie przypomnę , ciesze się bardzo że są panie które mają na tyle oleju w głowie że rozumieją różne potrzeby maluchów Pozdrowienia Edyta

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pod wpływem mojej ostatniej lektury napiszę, (bo mam jednoznaczne skojarzenia), że Sarenka to taka prawdziwa dzika kobietka. W bardzo pozytywnym słowa znaczeniu.
    To dla niej jeden z wielu rytuałów przejścia, palenia mostów i super, że na tym szlaku pojawiła sie pani Ewelina. No! właściwa osoba na właściwym miejscu i z właściwym komunikatem.
    Sarenka potrzebuje solidnej opoki, monopolu na uwagę i podchodzi teraz do ważnej decyzji - by zerwac pępowinę.
    Sama ją juz naciąga i podgryza...no dzika:)))
    Robi wszystko swoim rytmem i w końcu trafiła na własciwy grunt, własciwe rozwiązanie dla niej.
    Od pani ewelinki też sie odetnie, choc pewnie do pełnej samodzielności będzie potrzebowała odcinac się wiele razy

    całuski!

    OdpowiedzUsuń
  7. Joasiu..
    a weź Ty mi wytłumacz po co Sarenkę pchasz w łapska obcych bab??? Nie sądzisz, że przymamusinejnogawce to najlepsze miejsce dla wyjątkowej dwulatki? A weź chromol tę karierę taką czy owaką, daj sobie i córeńce czas na bycie Mamą i Córką. Że pracownia? A co z nią? ubędzie? pomysły wyparują? z głodu pomrzecie? Co Ci ucieknie? .. A dłubże sobie dalej tak jak dotychczas, dłub. Ale jeśli można podpowiedzieć - przemyśl konieczność oddawania dziecka w obce ręce. A jeśli przyznasz mi rację to Sarenka będzie Ci wdzięczna..a każdy dzień spędzony razem będzie Wam procentował dobrymi relacjami, zaufaniem, przywiązaniem, otwartością i innymi cudownościami.
    ps. Buzie w Sarenkę! (od ciotki misio)

    OdpowiedzUsuń
  8. MISIO!!!!....i z martwych powstawszy?! należy Ci się w porządnie dziób!! zniknąć tak jak nie przymierzywszy ta kamfora!! bez śladu ni popiołu?? ażżzzz...paskud z Ciebie... Sarenka chodzi do przedszkola, bo jak kania dżdżu potrzebuje kontaktów interpersonalnych:))) z dziećmi, a nie ze starą, zdziwaczałą babą na bezludziu:)))Cieszy mnie Misio twoje odezwanie się, cieszy:)

    OdpowiedzUsuń