środa, 18 maja 2011

bon voyage...

Dziwne uczucie... Jak przed pierwszą randką, przed pocałunkiem z ukochanym. Radość i strach. I ciekawość - ludzi, miejsc i zdarzeń...

Wyglądamy jak rumuńscy uchodźcy. Bus załadowany na sztywno kartonami. Na fotelu pasażera sarenka z paczką kolorowanek i dwoma gigantycznymi pluszakami, obok wpięta w specjalne pasy suka - w zasadzie wniebowzięta, po skandalicznym wyżarciu resztek z lodówki wywalonych do kompostownika! Dwóch weterynarzy pytało nas ostatnio dlaczego ten pies taki gruby...? No właśnie, dlaczego? Skoro dostaje głodowe niemal racje karmy???  
Wyruszamy o świcie, by w naszym nowym ":miejscu na ziemi" powiedzieć wieczorem bonsoire...:0

To był okropnie ciężki czas. Zamykania jednych spraw i otwierania innych. Udało się, bo widocznie los sprzyjał i droga, którą podążamy jest nam pisana. Zastanawiam się czasem czy TAM będzie wzgórze? Czy stworze je w swoim sercu i głowie...
Inkę wzięłam ze sobą, a jakiś próg do siedzenia też się znajdzie:)

Bon voyage!