wtorek, 25 lutego 2014

Rozczarowanie. Jest jeszcze zbyt wcześnie…

Miejsca przez nas opuszczone nie czekają. Żyją obcym rytmem, bez umierania z tęsknoty za nieobecnym. Wracanie, nawet z mapą w dłoni, jest napisaniem historii na nowo. Starych opowieści próżno szukać na półkach z nowościami.  Kiedy Magda z Na 27 Stronie podróżuje na południe, stawia pieczątki w mojej głowie.  Kocham czytać jej obrazki z podróży. Wiesza je na ścianie, przekrzywione przekornie, monochromatyczne, ledwie muśnięte obiektywem. Ramka ze słów kołysze się przez chwilę. A potem noszę ten obrazek pod powiekami, jak niedośniony sen i wymyślam mu happy endy. Bo dobre historie muszą się gdzieś zaczynać i kiedyś skończyć.

A jak oswoić miejsca jeszcze niepoznane? Próbuję być cierpliwa. Odmierzam kroczkami rytm każdego dnia. Cztery razy dziennie w drodze do szkoły, zawsze przy drewnianej balustradzie ci sami monsieur et madame. Emeryci, odprowadzają wnuka.  Życzą mi miłego dnia albo kiwają na powitanie. Uśmiecham się, odmachuję do Didier, czekającego w samochodzie i składam usta w bonjour dla sekcji palaczek na zakręcie rue Des Ecoles. Z mamą Savanah mijamy się niezobowiązująco, bo wciąż mam do niej żal o sarenkę. Kiedy dziewczynki chciały pobawić się w domu u Savanah, sympatyczna z pozoru madame zaprotestowała – cóż, jest jeszcze zbyt wcześnie… Nadal interpretuję jej słowa na wszystkie sposoby, ale smutnej podkówki na buzi mojej córeczki, gdy dowiedziała się, że nie może spotkać się z koleżanką, długo nie zapomnę. Najgorsze, że nie potrafię maluchowi za bardzo wytłumaczyć: pourquoi?

Emil Pitch garażuje auto w murowanej stodole w pobliżu szkoły. Jest idealnie okrągły jak krążek cammemberta i nosi na szyi fantazyjne apaszki do koszuli w kratkę. Owdowiał nie tak dawno, ale uśmiech nie znika z rumianej twarzy. Wita się ze mną tubalnie już przez szerokość ulicy. Urodził się i mieszkał w miasteczku przez 80 lat, stąd pochodzą jego rodzice.  Ma status tubylca, a to górny szczebel miejscowej drabiny. Najniższy zajmuje element napływowy, a raczej przepływowy, który zatrzymuje się w village na kilka miesięcy, góra kilka lat i etrangers, czyli my - obcokrajowcy. Poniżej szczebli plasują się pewnie ci co nie pracują i  funkcjonują dzięki zasiłkom.

Nasze notowania muszą być przyzwoite, gdyż pewnego dnia Emil pierwszy dokonał prezentacji. Ze środka okazałego krzewu jeżyn, na skraju pastwiska wybulgotało nagle – To Ty Jeanne? Nasz stary pies zaskoczony, wystawił zdobycz siedzącą w krzakach, a ja opanowawszy palpitację serca, potwierdziłam cieniutko – A kto pyta? Emil wygramolił brzuszysko z jeżynowego uścisku i zaprezentował mi słoik pełen owoców - To na konfitury. Sam usmażę. Kilka dni potem dostałam słoiczek pełen brunatnej galaretki słodkiej okrutnie. Dziękowałam, jakby to był wygrany los na loterii. Nie za konfitury, za pierwsze oswajanie.

Potem Emil zadzwonił do mojego szczęścia, że pszczoły z ula uciekły i boule wisi na gałęzi przy ścieżce na pastwisko. Jak się pospieszy to jeszcze je złapie. Chłop pognał ze specjalną skrzynką i zgarnął uciekinierki. Tym samym nasza mała pasieka pomnożyła się szczęśliwie. Parząc kawę zastanawiałam się, jak Emil Pitch zdobył nasz numer telefonu i kiedy przestaliśmy być anonimowi. Po raz pierwszy usiedliśmy z sąsiadem do stołu. Na gwiazdkę, w rewanżu za konfitury, Emil dostał słój miodu. Uśmiechnął się jeszcze szerzej niż zwykle, bo bardzo lubi miel…

A my lubimy Emila:)

Krok za krokiem przemierzam to miejsce, ufna że kiedyś mnie przyjmie, jak swoją. Pewnie się mylę, ale zdałam sobie sprawę, że przetrwa tylko to co się buduje starannie, cierpliwie, z miłością. Krok za krokiem.



  





1 komentarz:

  1. Dziękuję Ci za wędrowanie ze mną.
    Najbardziej dziękuję za wymyślanie dobrych zakończeń. Wierzę w to, że będą miały wpływ na te historie, które wciąż się dzieją.
    Chciałabym iść z Tobą ścieżką obok pastwiska. Podpowiadałabyś mi, co mam mówić, jak ktoś będzie przechodził.
    Nie gniewaj się na mamę Savanah, może mają jakieś obyczaje dotyczące godzin odwiedzin? A może "zbyt wcześnie" oznacza totalny bałagan w domu i majtki porozrzucane po stole? Po wyjściu Wer. do szkoły, tak właśnie jest:)
    Przyjmą Cię, nie jak swoją, ale przyjmą. A miejsce przyjmie bez trudu i zagnieździ Cię.
    Uściskuję!

    OdpowiedzUsuń