wtorek, 22 marca 2011

gdybym tylko miała pewność...

Mowę mi odjęło na dłużej. Nie tyle z niemożności wypowiedzenia się, ile z natłoku życiowych wydarzeń i rozterek nad rozwiązywaniem tego co jeszcze nierozwiązane. Złe wiadomości posłaniec przynosi do mego domu najczęściej o świcie. Może i dlatego, żem rano zazwyczaj energetycznie nastrojona.

Nie śpisz…- szeptała smarkając w słuchawkę. Zadziwiające, ile człowiek potrafi wyczytać z takiego szeptu. Ile zobaczyć w przód. Intuicyjnie usiąść, przytrzymać się ściany albo bez końca zatrzymywać oddychanie.
Wróciło… wszystko wróciło. – szeptała dalej, a drobiny kurzu kołysały się leniwie w zwisającym z okna słonecznym warkoczu. Pocierałam wnętrza dłoni, bo parzyły od pulsującej wokół energii. Dlaczego ja?! – umilkła potem bezradnie.
Kolejny zły wynik. Kolejna operacja. I strach, czy tym razem się na pewno się uda.
Panie Boże, dlaczego właśnie ona…?

Na zaczyn do drożdżowego ciasta najlepsze są drożdże prosto z piekarni. Półkilogramowe bloki zawinięte w siermiężny pergamin. Kroją je w plastry wedle życzenia i takie świeżusieńkie, pachnące zalewam ciepłym mlekiem z odrobiną cukru i mąki. Dobrze wyrobione ciasto puchnie w ekspresowym tempie. Jeśli dodamy niewiele cukru i symboliczną kruszankę po wierzchu drożdżówka najlepiej smakuje, gdy pajdę maźniemy domowym masłem… Może i pozatyka nam żyły cholesterolem, ale z pewnością nie naszpikuje konserwantem.

Ilekroć puchnie we mnie poczucie zagrożenia, sięgam po proste domowe czynności. Najlepiej wychodzi mi ciasto drożdżowe i szarlotka. Coraz lepiej grzebanie w ziemi i przekopywanie ogrodu. Nie pogardzę nawet sprzątaniem psich kup po zimie. Zaczęłabym odkopywać pozatykaną meliorację w okolicy, gdybym tylko mogła zyskać pewność, że świat każdego ranka obudzi się w tym samym miejscu, gdzie zasypiał.
A wraz z nim, moi bliscy…

3 komentarze:

  1. Przytulam mocno. Odległość bez znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, znam mechanizm domowych robót.
    Ściskam. Trzymajcie się. OKI

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, Joasiu. Ja też żyłam w strachu przed takimi telefonami, a teraz wszystko wróciło. Inna osoba i odmiana choroby, ale strach ten sam. Wiem, że nie można powiedzieć wiele więcej niż "wiem", "jestem" i "myślę", bo nic innego nie ma, więc tak! Dobrze wiem, jestem tutaj i myślę o twoim strachu i morzu niepewności. U mnie strach puka do drzwi w nocy. Lekko unosi pokrywę snów i źle się dzieje w Didkowej sennej głowie. A potem jest znowu jasno, śpiewają ptaki i codziennie złości i zachwyca mnie, że świat jest nadal taki sam. Buziaki i uściski, DeeDee.

    OdpowiedzUsuń