środa, 10 listopada 2010

Gorączka sobotniej nocy...

Idą dwa koty przez pustynię i jeden z nich mówi do drugiego - Nie ogarniam tej kuwety…
O kotach napisała mi dzisiaj Iwona. Śmiałam się w kułak nad klawiaturą, usiłując nie pamiętać, że mały łaciaty pomiot od buzkowej nasrał dopiero co w moje ulubione tenisówki! Wina moja – bo zostawiłam obok ławki, przed domem, ale żeby od razu kuwetę z obuwia robić, bez dania racji??? Duże dziecko na chichoty uszy zatkało i uciekło, a raczej oddaliło się posuwistym polonezem. Od operacji nie minął tydzień, więc szwy na moim synu trzeszczą jeszcze przy lada poruszeniu. Ledwie chodzi, ledwie siedzi, nie kicha, nie kaszle, za to palec wskazujący do poruszania komputerową myszką w znakomitej formie! Jak zawsze. Na widok mojej miny protestuje: Przestań! Przestań! Zabraniam Ci mnie rozśmieszać! W zapomnienie odeszły strach, ból, łzy i cierpienie. Za dwa lata lekarze usuną metalową obejmę, którą umieścili w jego klatce piersiowej i znów będzie chłopak jak malowanie. Może tylko we mnie zostanie ślad po ostatnich wydarzeniach. Kolejna pieczątka wypalona na dnie duszy…

Ból naszego dziecka boli nas matki po stokroć bardziej...

Sarenka też jakby nieco lepsza. Gorączka w normalnych prawie rejestrach – 37.5. Zakres domowego bałaganu również. Znaczy dziecko chyba zdrowieje. W proteście przeciw porzuceniu, gdy latałam dzień w dzień do szpitala pielęgnować rodzinną konkurencję, zapadło na tajemniczą gorączkową infekcję. Doktor Marek z izby przyjęć na pogotowiu przyjął nas w gorącą sobotnią noc jak starych znajomych. Ozdobił książeczkę nowym wpisem, obok wylewnych uwag sprzed miesiąca i wręczając plik recept zapewnił: Dzieci zazwyczaj chorują w weekend! Poradzicie sobie! Omal nie zemdlałam uiszczając przy aptecznym okienku - 147 zł! Przez 4 dni dziewczynka jadła głownie panadol i nie wypuszczała termometru z buźki. Gorączka na dobre spadła (mam nadzieję!), gdy w drzwiach stanął jęczący przy każdym kroku braciszek. To się nazywa solidarność.

Oglądają razem „epoki lodowcowe” albo się kłócą A mnie w końcu udało się odespać stres, zmęczenie ostatniego tygodnia i wrócić do moich pajęczyn ze Wzgórza. Tetenia, która pojawiała się od czasu do czasu na scenie wydarzeń, pełniąc dyżury przy wnusi, wyszukała dziś okaz zastawiony chyba na wieloryba! I na tymże odkryciu skończyła się jej wizyta, gdyż małe dziecko wręczyło babie buty szczebiocąc słodko: Pa baba, paaaa!!! Ić dziadzia!

Ponieważ zupełnie nie ogarniam tej kuwety…oświadczam, że jutro mam zamiar złapać za pędzel i stworzyć zupełnie nowy wymiar ścian.

6 komentarzy:

  1. Joasiu Kochana,
    znakomicie ogatniasz tę kuwetę. I to w dwojaki sposób, fizycznie i duchowo. I jeszcze znajdujesz czas by podzielić z nami swoje radości i smutki. Co byś nie mówiła, to widzę Ciebie silną kobietą. Silną wewnętrznie. A Sarenka wykazuje znakomite rozeznanie w sytuacjach rodzinno-domowych. Dużemu dziecku, dużo, dużo zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, Joanno! Cokolwiek się u Was wydarzyło utulam twoje stroskane serce, a dzieciom życzę duuuzo zdrowia i jeszcze więcej.

    Pozdrawiam bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko dobrze robisz. Po prostu w swej próżności włączyłam moderowanie komentarzy i dopuszczam do publikacji tylko te które mi się podobają :)Ale czytam wszystkie :) Tak naprawdę jeszcze się nie zdarzył taki, którego bym nie dopuściła :)Hm, może wyłączę tę opcję? Jakoś nikt mi nic potwornego nie pisze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja joanno....to bebe...ale już bez diety.....to bebe bez ograniczeń....bez tematu...cala bebe....:) i zaprasza serdecznie do zaglądania :) cmoki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiu, myślisz, ze mój syn był juz kiedyś na ziemi?:) Jesli tak, to by się zgadzało z moim przekonaniem o wędrówce dusz.

    Nie chciałabyś uczestniczyć w moim tzw. candy. Chcę kogos obdarować swoimi 'tworkami' na szkle. Byłoby mi miło, gdybyś zgłosiła chęć do zabawy. Losowanie juz 1 grudnia:)
    Na moim banerku jest zdjęcie z przekierowaniem na strone candy, jakby co ;)

    Zapraszam i pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko kochana - trzymaj się dzielnie i nie poddawaj, dzieci są ukochane, choroby nie ogarniam jak te koty kuwety, a moje dziecko choruje już dwadzieścia lat, i nie mam złudzeń...

    OdpowiedzUsuń