sobota, 24 lipca 2010

pieczątki...

Pulsujące żarem ognisko przypominało kupę ciśniętych na trawę diamentów. Skrzyło cudnie, ziejąc nam w twarz, popiskując i odpychając. Jerzy starannie rozgarnął gorącość formując grabiami ognisty dywan u naszych stóp. Staliśmy w kręgu chłonąc każdy ruch, słowo i gest mężczyzny. Kiedy uznał, że pora zacząć ceremonię wyrównał oddech i przemaszerował po rozżarzonych węglach…
Patrzyłam z ciekawością dziecka, bez lęku, ufnie. Po co tutaj jestem? Co chcę udowodnić? Pytania jak jaskółki śmigały w mojej głowie, muskając powierzchnię duszy lśniącymi jak lawa skrzydełkami.
Jerzy położył ręce na ramionach pierwszej z kręgu osoby. Uspokoił jej oddech, pomógł złapać rytm wybijany nogami. Idziesz! – nakazał zdecydowanie. Młody chłopak bez wahania postawił stopy na ścieżce. Pokonał szybko kilkumetrowy dystans. Po drugiej stronie przejęły do życzliwe ręce przyjaciół. Potem poszli inni.
Gdy mistrz ceremonii skinął na mnie, strach w moim brzuchu spęczniał. Czułam, jak wypełza z najgłębszych zakamarków, napinając skórę. Jak staje się instynktowny, pierwotny i zwierzęcy. To idiotyczne! – piszczało mi pod czaszką.
Jesteś gotowa?
Nie wiem… - wyciągnięta do marszu stopa zawisła w powietrzu. Powstrzymały mnie ręce Jurka. Nie możesz tam wejść, jeśli nie jesteś pewna, że tego chcesz…
Chcę. Pojęcia nie mam do czego mi to potrzebne, ale CHCĘ!!!
Pochyliłam kark, jak zwierzę szykujące się do ataku. Słychać było powietrze uwalniane ze świstem przy każdym uderzeniu stopy o ziemię. Drżały mięśnie. Raz…dwa…trzy…cztery…Z każdym krokiem wybitym po ognistym dywanie rosło zdziwienie i zachwyt. Nie boli! Nie boli! Nie boli! To niesamowite…- szeptałam wkraczając na chłodną, zieloną trawę po drugiej stronie. Śmiech moich towarzyszy znów stał się zwyczajny.
Receptory stóp pobudzone żarem koncertowały zawzięcie. Uczucie mrowienia na powierzchni stóp i gorącość. Żadnych pęcherzy, zranień, poparzeń. „Ogień” pod stopami czuję do tej pory. Jak to możliwe, że przespacerowałam się ścieżką żaru o temperaturze ok.600-700 stopni C i nie mam żadnych obrażeń? Co najwyżej usmarowana byłam popiołem.
Kilkoro z nas uległo niewielkim poparzeniom. Lalka przypieczenia na opuszkach palców i śródstopiu smarowała maścią aloesową. Sprawdziłyśmy na mapie receptorów stóp. Zatoki, żołądek, tarczyca – chrome miejsca w jej organizmie.

Nie zdecydowałam się na powtórny marsz. Uznałam, że wystarczy, że nie jest mi potrzebny. Chodzenie po ogniu wypaliło nowe pieczątki w duszy. Wiem po co sięgać i nie ma we mnie strachu. Ani euforii. Po prostu pewność, że wszystko czego dotknę będzie miało i sens i pożytek dla innych, jeśli tylko dotykać będę z miłością. I nie ma znaczenia co myślą o tym inni, bo to moja droga i ja nią będę podążać.



Chodzenie po rozżarzonych węglach ogniska jest starym zwyczajem kultur pierwotnych. Dziś prezentowane bywa jako atrakcja dla turystów np. w Bułgarii lub jako obrządek religijny np. w Grecji, w ośrodkach anastenariów. Zwykle chodzi się po żarzących się węglach ogniska, na wyspach Fidżi chodzi się po rozpalonych kamieniach, a na Hawajach kahuni chodzą po ledwo zakrzepłej, gorącej lawie. Wszyscy ludzie, którzy zostaną odpowiednio poinstruowani i postępują zgodnie z tymi instrukcjami mogą boso przejść przez żarzące się węgle. Temperatura czerwonego żaru wynosi 600-700 stopni Celsjusza. Zdolność do chodzenia po żarze jest najprawdopodobniej atawistyczną zdolnością odziedziczoną po przodkach. Dzięki niej praludzie żyjący w afrykańskiej sawannie wchodzili na rozpalone zgliszcza, aby żywić się naturalną pieczenią z padłych podczas pożarów zwierząt..

6 komentarzy:

  1. Pięknie przypieczetowałaś wstęp:) Czuję , że wielu Ci uwierzy i da się ufnie prowadzić w głąb Twojego rozżarzonego serca i wysoko, na duchowe wzgórza Twoich mysli.
    Witaj:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie znowu gościć na Twoim Wzgórzu.
    Będę czytać jak zwykle...nałogowo...:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, powiem Ci Asiu, że ja ostatnio zostałam fakirem jak musiałam chodzić po ... rozżarzonym piachu nad morzem :D jak widać kultura została zachowana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. a wiesz.. ja kiedyś, dawno temu też szlam, dwa, trzy razy - ale tylko w jedna stronę. Do dziś pamiętam dumę jaka unosiła mnie tamtego wieczoru pod chmury:)
    Będę tu zaglądała:) Utulam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaglądam na Wzgórze i mówię :"Dzień dobry", a przynajmniej mam nadzieję, że taki będzie. Cieszę się bardzo, że znowu mogę Cię odwiedzać. Czuję zapachy i podziwiam kolory czyli podglądam ten Twój zaczarowany świat.Znamy się przecież z innego miejsca. Pozdrawiam Maryla

    OdpowiedzUsuń
  6. Pieknie to wszystko opisałaś. Ja tylko poprowadziłem Ciebie w te najgłębsze, pierwotne głębiny Twojego Ja, z których istnienia nie wszyscy zdają sobie sprawę. Zobacz: "Jestem tylko Ja i ogień. Pierwotny żywioł od którego się wszystko zaczęło. Alfa i Omega. On: początek, Ja koniec ewolucji świata. Moje ciało to Świątynia, która ochroni nawet przed żarem". Tyle różnych myśli... . Ale z tego wszystkiego najlepszy komentarz to chyba: przeszłaś przez ogień, pokonałas lęk, teraz wiesz, że możesz poprowadzić innych.
    Pozdrawiam Jurek

    OdpowiedzUsuń