czwartek, 12 sierpnia 2010

nie zdążą odlecieć....

Józefowa stała z lornetką na środku drogi. Głowę zadarła wysoko, celując czubkiem nosa w zachmurzone niebo. - Zdechły – na przywitanie machnęła w moją stronę dziecięcą zabawką. Przez plastikowy, wyłupnięty lekka okular niewyraźnie rysowała się kupka białych kłaczków na brzegu gniazda. - Niemożliwe, przecież stare wywaliłyby… do naszej grupki dołączył sąsiad spod lasu. Oba dorosłe ptaki, nieświadome zbiegowiska urzędowały na świeżym rżysku. Z platformy na słupie sterczała samotna głowa młodziutkiego boćka. Jego rodzeństwo od dwóch dni nie wychyliło dzioba z gniazda.
Mówiłam, że nic z tego nie będzie! Za późno się sparowały, za późno mają młode, nawet jakby się wychowały, nie zdążą odlecieć – Józefowa nadal grzebała przy pokrętłach lornetki, nie przejmując się, że w chałupie przy stole czekają goście, przybyli z daleka.
Trzeba dać znać, przyjadą, zdecydują – podsumowała.
Specjalista po bocianach przyjechał tydzień później. Miał świetną lornetkę. Narzekał, żeśmy nie spisali numerów obrączek poprzedniej bocianiej pary… Jasne. Przy pomocy lornetki Józefa z trudem można zobaczyć bociana, a co dopiero jego nogę. Zadecydował że wezmą młodziaka na zimę do zoo – jak tylko stare ptaki odlecą. Może się uda. Mimo wszystko. Mimo - że późno…


Czasem myślę sobie, że jestem za stara dla sarenki. Zbyt powolna. Niespecjalnie spontaniczna. Mam sklerozę i nie pamiętam tych wszystkich mądrych piosenek o żabkach i choinkach. Zamiast bajek o księżniczkach i kopciuszku opowiadam jej o ludziach, o ptakach i lesie. Pozwalam dotykać rzeczy, smakować, przyglądać się i wybierać. Gdy dojrzeje będę starą kobietą. Być może wcale nie zatańczę na jej weselu. Nie zdążę nauczyć jej tylu ważnych rzeczy. Czasem myślę sobie, że jest – za późno… I trochę mi żal i tęskno, że nie zobaczę jak leci…

Czasem.

6 komentarzy:

  1. Moja mama miała 36 lat jak ja się urodziłam, a 2 lata później gdy na świecie pojawił się mój brat. Doczekała się prawnuka, a zawsze powtarzała, że też przychodziły jej do głowy myśli podobne do Twoich. Chyba te szykujące się do odlotu bociany nastrajają Cię tak refleksyjnie. Dzieci wychowujemy intuicyjnie. Pisałaś, że wrażliwość Sarenki jest trochę inna. Pewnie ona bardziej potrzebuje tych opowieści o świecie, o tym co ją otacza niż bajek o królewnach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana,
    jak dobrze, że jest już wpis poprzedni!
    Chciałam napisać podobnie. Tylu ludzi miało późne dzieci... Sarenka, Wasze cudeńko, będzie spokojniejsza i mądrzejsza.
    I wiesz, mamy w głowie przecież to zdanie o zadaniach nieprzekraczających naszych możliwości. Zadania, którym może nie sprostamy - nas nie spotykają. Pamiętaj.
    Uściski serdeczne.
    Okibara

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie za późno. To zadanie przekracza moje możliwości :)
    Heket

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie za pozno? zamiast czytac Sarence bajki o ksiezniczkach uczysz ja prawdziwego zycia. Szacunku do innych,wrazliwosci na bol,cierpienie. A to bardzo cenne rzeczy i nie kazdy wyniosl je z domu. A na jej weselu zatanczysz, dobrzy ludzie,tacy jak Ty, zyja dluzej.:-)Sciskam mocno:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzruszyłam się. Zastanawiam się czy moi rodzice doczekają się mojego wesela i dzieci. A ja odkładam wszystko na "później". Beczeć mi się chce. Ciotka Agry.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Joanno! Już dawno tu zaglądałam do Ciebie, ale czasu mi zabrakło na "przepisowe postępowanie" . Cieszę się, że mogę przeczytać co u Ciebie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń