Twarze karcianych figur zawsze są takie same. Układam je na stole niezliczoną ilość razy, mimo to nigdy się nie uśmiechają, nie marszczą czoła, nie podnoszą głosu. Zdejmują teatralne maski, mówią, co mają do powiedzenia i milkną. Tyle. Tych masek bywa całkiem sporo – jak w życiu – warstwa po warstwie. Czasem mnie to leciwe towarzystwo wkurza!
Moje szczęście straszy, że jak proboszcz dowie się o kartach nałoży na mnie ekskomunikę. Niech nakłada. Czuję się już dostatecznie wyalienowana w dzisiejszym świecie. Po kolędzie zaraz po świętach przyszedł, dom kropidłem machnął suto, spode łba popatrzył, czy aby mi rozumu nie odjęło. Wyszłam go przywitać cała w nitkach i kłaczkach od szycia, nieprzytomna, zarumieniona chwilą, bom komponowała dmuchawki kolorowe wymyślone przez święta…
- Mąż i dzieci przed kolędą uciekli?? – dopytywał. Jaki mąż? Jakie dzieci? – myślałam gorączkowo nakładając w myślach taftę w kolorze butelkowym na surową bawełnę…Aaaaa mąż?! Po 5 godzinach dreptania od okna do okna, zapakowali z sarenką wiadro do auta i pojechali do sklepu po świeże ryby. Rany co ja zrobię z tymi rybami? Na co mi ryby? Czy postulaty jakie mam? Uwagi może? Propozycje? No mam... - jakby plan wizyty duszpasterskiej (ogólny chociaż) przed kościołem wywiesić, łatwiej byłoby na księdza czekać:) Razem. Rodzinnie. Nie na łapu i capu, dla odfajkowania. Z ulgą wróciłam do dmuchawek i maszyny. Z radością! Z pasją!
Nie mam pojęcia kiedy odnalazłam w sobie pasję… Kiedy zaczęłam dzień odróżniać od dnia, a każdy ranek przestał kończyć się zmęczeniem i rezygnacją. Czuję w sobie światło i odwagę do zmian. Wystarczy, że zamknę oczy a pojawiają się obrazy… – czy trafiłam na Wzgórze właśnie po to? By dostrzec to, co zwyczajnie podeptałabym w miejskim blokowisku? Każdego dnia będę to światło chronić starannie. Nie pozwolę by zgasło.
Bliższa i dalsza rodzina przygląda się z uwagą. Jaki film oglądasz?- pyta moje szczęście. Film? O rany, mówią, że oglądam jakiś film…O przyrodzie! – mówię na odczepne, wyobrażając sobie na kawałku szmatki zielono-fioletowe łebki ostów…
Szwagier, we wigilię, zapewniał nas, że... Polska to kraj ogromnych możliwości … Oniemieliśmy nad pieczonym indykiem. Najpierw wypowiedział się drugi szwagier – z przytupem, potem ja, było nie było z egzaltacją, na końcu spokojnie i rzeczowo – mój drwal. Jak idzie o ludzi – przyznaję chłopakowi racje – fantazji i serca nam nie brakuje, możliwości mamy ogromne jak idzie o całą resztę mam wątpliwości, coraz większe i coraz większą pretensję do panów rządzących etc etc etc…bo bezpowrotnie straciłam już moją wiarę w cud…
Czy chcę TU jeszcze być…?
A wy…?
Ja, Joasiu bardzo chce tu być. Mimo, że dawno już straciłam wiarę w cuda, zwłaszcza w te obiecywanki, cacanki, składane zaraz po wygranych wyborach. Śmiałam się wtedy z drugiej Irlandii i zielonej wyspy, jaką mieliśmy się stać i śmieję się teraz, choć ogólnie nie do śmiechu jest wcale. Jest coraz bardziej beznadziejnie. A odkąd nie ma Prezydenta Lecha nie mam wiary już w nikogo.
OdpowiedzUsuńTwoja pasja mogła pączkować tylko tu, na Wzgórzu, dojrzewała powoli, by w końcu rozwinąć płatki i pokazać się w całej krasie.
Patrzę z dumą na twoje obrazy, przetykane nitką i haftem, bo od pierwszego przeczytanego Twojego wpisu wiedziałam, że jesteś nieprzeciętną kobietą.
Ja, podobnie jak Ula, chcę tylko tu. Nie wyobrażam sobie innego miejsca na ziemi, chociaż uwielbiam jeździć i podpatrywać wszelką inność. To nie musi być Afryka. To może być .....za miedzą. Ja ciągle jeszcze wierzę w cuda i chyba zawsze będę widziała szklankę do połowy pełną. Ja się nie śmiałam z drugiej Irlandii. Każdy ma jakiś wzorzec do którego dąży, a czy on będzie się nazywał Irlandia, czy Japonia, czy stworzenie takiego idealnego połączenia materii i kolorów, czy.....? A tam na górze? Chyba zawsze i wszędzie niezależnie od opcji i niezależnie od kraju tak jest. Choroba zwana władzą jest nieuleczalna. Dobrze, że każdy z nas ma te swoje "latawce, dmuchawce..." choć różnie się nazywają.
OdpowiedzUsuńa ja jestem TAM. od lat 6. najpierw DE potem UK. dobrze mi z tym. wracać nie chcę, bo TU to już nie jest moje bezpieczne miejsce.nie ta mentalność. nie to myślenie. choć lubię czasem wracać.ale nie na stałe. pogodziłam się z faktem, że moje dzieci będą TAMTEJSZE. że nie zawsze będę mogła kupić kiszonaą kapustę...że na święta nie będę myła okien...że moim nowym przyjaciołom nie będę mogła do końca opowiedzieć o tym co czuję, bo bariera językowo-mentalna na to nie pozwala....że 1.11. będzie przemijał bez morza świec....że na stole nie będzie polskiej kiełbasy i serków waniliowych... czy ty się z tym też możesz pogodzić? obserwuję tych STĄD żyjących TAM...zamkniętych w polskich domach, kupujących w polskich sklepach, myślących po polsku, stroniących od przyjaźni zagranicznych,....są nieszczęśliwi, zamknięci, niechętni. oni chcą wrócić...lecz z różnych powodów nie potrafią....szkoda mi ich szczerze. bo marnują życie. na coś czego nie kochają. joanno...życzę wam światła w podejmowaniu decyzji. i niech 2011 będzie przychylny! i gdziekolwiek SIĘ znajdziecie, niech wam nie brakuje serca i fantazji!
OdpowiedzUsuńja jestem tu ,w DE.Swiadomo wybralam i wyemigrowalam. Jest mi tu dobrze. Mysle ze wszedzie jest dobrze,gdzie mamy rodzine,dom,ludzi ktorych kochamy. Jestes bardzo madra kobieta i napewno podejmiesz sluszna decyzje. Ja zycze Tobie i calej Twojej rodzinie wszystkiego co najlepsze:*
OdpowiedzUsuńJoanno , Ty sie zapamiętałaś!:)
OdpowiedzUsuńjak jaki Van Gogh....
nooo0 pieknie;)
Ja chciałabym uciec stąd i bardzo chciałabym zostać tu.
Zostać Dla tych nowych, niesamowitych, otwartych ludzi, których znam i poznaję....uciec od tego syfu politycznego, pensji głodowych, niepewnej przyszłości, umierającej nadziei
Na Nowy Rok przyjmijcie najserdeczniejsze zyczenia, by wszystko co piekne, dobre, czułe mnożyło sie rosło i wypełniało po brzegi!
MIŁOŚCI, bo z niej to wszystko i ja wiem, że masz jej wbród, ale tak radośnie sie tego zyczy:)
Ucałowania