Wydawało mi się, że jesteśmy tacy
podobni. Trochę różni różnicą dokonań pokoleń, ale jednak ulepieni z tej samej
gliny, wytrawieni w tyglu doświadczeń tożsamych. Ale gdzie tam! Miłość do
trunków, dobrego jedzenia, do zabawy to za dużo by pozostać wobec siebie
niewidocznym, to za mało by się zauważyć. Już za chwilę minie trzy lata od
kiedy nasza czwórka oswaja rzeczywistość w małym francuskim miasteczku. Czy to
wystarczająco długo, aby stać się elementem krajobrazu? Czy to wystarczy, aby
pokochać nowe miejsce i ludzi…
Na pożegnanie maternelle sarenka w muślinowej sukience dygnie
wdzięcznie przed ukochaną maitresse, zwyczajowo wycałuje też panią
przedszkolankę w oba poliki i przez długie wakacje będzie tęsknić za
najładniejszym chłopakiem w grupie. Ale tylko trochę, bo we wrześniu spotkają
się pewnie w jednej szkolnej ławce CP. Jest taka śliczna i smukła. Kiedy się uśmiecha oczy jej
błyszczą a w prawym policzku pojawia się mały, zalotny dołeczek. Kiedyś umierałam ze strachu, bo nie mówiła nic, choć ja w
swojej głowie słyszałam wszystkie,
niewypowiedziane przez nią słowa. Dziś jest dwujęzyczna i kiedy recytuje
wierszyki w tym skomplikowanym, śpiewnie, cudnym języku jeszcze nie mogę w to
uwierzyć. Przerosła najwyższych chłopaków w klasie, ale nadal niczym prawdziwa
sarenka jest płochliwa.
Nasza suka skończyła 11 lat. Łeb jej
posiwiał i przestała lubić spacery. Z pretensją w czarnych ślepiach człapie do wyjścia, gdy
musi zrobić mały toaletowy kurs na łąki. Gdyby nie codzienny zabawowy trening
serwowany przez małą pańcię, pewnie nie budziłaby się wcale. Czasem zastanawiam się czy ona wie, że mieszka w obcym kraju, gdzie psy może też
szczekają zupełnie inaczej, czy jest jej to zupełnie obojętne? Najważniejsze,
że znajome ręce poklepują i głaszczą
przyjaźnie, no i zawsze czeka pełna micha. Szczęściara, nie musi się adaptować…
Moje szczęście jak zwykle okopało się na pozycji
niezależnej. Mówi co myśli i tylko wtedy
gdy ma coś do powiedzenia. U nowych
współpracowników i sąsiadów ma opinię mruka, świetnego fachowca i nieczęsto zaczynają rozmowę z nim od: ca va? Kiedy nasi sąsiedzi, Tina i Claude robią wspólnie ciasto na lazanię, to
popatrując w ich kuchenne okno -
zazdroszczę. Oszalałaś?! - pokrzykuje piękna Włoszka z Neapolu. – Ja nawet do wkręcania żarówek muszę wzywać fachowca, bo mój chłop ma
dwie lewe ręce! Mój za to, za każdym razem szuka po szafkach kubka do kawy,
zupełnie jakbym codziennie go przed nim ukrywała… Są na tym świecie rzeczy
niezmienne.
Przez ostatnie trzy lata śmiałam
się i płakałam na zmianę. Pakowałam walizki, by za chwilę z nadzieją je
rozpakowywać. Wydawało mi się, że już, już wiem, by wieczorem odkryć na nowo
pustkę w głowie. Pocierałam szczotką
skórę pod codziennym prysznicem by stała się grubsza, odporniejsza, jak tarcza.
Wydawało mi się, że wraz z tą zmianą umarły we mnie wszystkie słowa, sny,
dążenia. Łapczywie chwytałam w dłonie każdy dzień , myśląc, że przyniesie
odpowiedź… Starych drzew się nie przesadza. Podobno. Dziś już nie jestem tego taka pewna. Nie
tęsknię, nie rani mnie niczyja obcość, inność czy niezrozumienie. Joanna ze Wzgórza musiała umrzeć, by urodzić
się na nowo..
Według googlowej informacji na szok kulturowy składa się kilka etapów. Kolejne to zachwyt, zniechęcenie, adaptacja… W przededniu naszej 3 rocznicy pobytu we
Francji mam nadzieje, że dotarliśmy do ostatniej stacji z napisem – rozumiem i
akceptuję. Ciąg dalszy nastąpi…
Ach Joanno ... dziś nie potrafię nic napisać ...
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie!
zostań już z nami, Joanno...
OdpowiedzUsuńjakie tam z ciebie stare drzewo;-)
To ostatnio słowo, to ostatnie słowo! Chwytam się go i ściskam w dłoniach jak skarb!
OdpowiedzUsuńMoi rodzice, oboje po 63 urodzinach) kupili dom i przeprowadzili się 300km w głąb Polski. Od swoich znajomych też słyszeli to o drzewach. W nowym miejscu mieszkają tak długo, jak ty - i do dziś nikt ze starych znajomych do nich nie przyjechał, nie zadzwonił....Mam wrażenie, że to powiedzenie uknuto na potrzebę pozostawianego w tyle lasu. Bo ci przesadzani wzbudzają niepokój, burzą porządek, wprowadzają zmianę....
Zakorzenianie to proces.
Nie jest łatwo, ale, ale.. uśmiechy posyłam. Brzmisz mimo wszystko optymistycznie :)
OdpowiedzUsuńJak miło Cię czytać Joanno :) ...ja przed swoim mężem tez chowam kubki..cukier, sól;)
OdpowiedzUsuńJoanno - znowu CIę odnalazłam i łapczywie czytam co u Ciebie.... pisz, pisz... martwiłam się jak Ci się poukładało w krainie pysznych win i serów....
OdpowiedzUsuń