wtorek, 22 marca 2011

ciiii...

Zostałyśmy same z sarenką. Na dłużej. Małżeńskie szczęście zagląda co kilka dni, ukocha nas obie, obleci obejście i znika. Niewiele siadam do maszyny. Niewiele tworzę. Czasem jakie ptasie trele po nocach. Czy ciekawe świata zające. Wiatr tarpie brzozowymi warkoczami tak mocno, że nie sposób nawet lnianych mobili uczciwie zapozować do zdjęć.











Pachnie dymem z ogniska. Sarenka biega w kłębach dymu grzebiąc patykiem w kamiennym palenisku. Potrafi powiedzieć już prawie wszystko. Dzieli się emocjami, opowiada żarty, kłóci zapamiętale, gdy chce postawić na swoim. Bywa słodka jak miód obejmując łapkami moją buzię i zapewniając czule – Gaba kofa mamę… taaaaaak…Irytująca, jak diabli, gdy przy lada czynności trzeba cierpliwie przedzierać się przez - Siama!!! Ja siama! Bywa cudna, gdy co rano biegnie podnieść roletę w sypialni klaszcząc w dłonie z radości: Sonce! Mama sonce sieci! Gaba cieszy!!! Rośnie. Szczupłe, dziewczyńskie rączki i nóżki sterczą z nogawek spodni i przykrótkich rękawków. Trzeba jej po zimie wymieniać niemal całą garderobę, na co panna podskakuje z radości, bo jak rasowa kobietka lubi zakupy!







Suka wytrzepała wodę z futra po kąpieli w stawie, wyszukała w kupie gałęzi zgrabny patyk do obgryzania i grzeje się przy ognisku. Stała się na stare lata tak leniwa, że na spacerach po lesie kroczy dostojnie jak w procesji. Stado przepięknych jeleni, które wypłoszyłyśmy niechcący w leśnej kotlinie goniła całe 15 metrów… Poszły bokiem, okrążając nas zboczem z jednej strony i odcinając drogę powrotu. Ziemia dudniła pod ciężkimi kopytami mrucząc ostrzegawczo jak nadchodząca nawałnica. Kolejne dwa szurnęły z drugiej strony demonstrując poroża wielkie jak skrzydła. Dzielny domowy pies, w drodze powrotnej nie oddalił się nawet na pół metra od mojej nogi. Mała dziewczynka co chwile przystawała, kładąc paluszek na ustach i nadsłuchując…ciiii…

Spaliłam zeschnięte badyle i wyszlifowałam drewniane, ptasie oczy. Jutro pomaluję całość i będzie gotowa nowa rzeźba. Błyszcząca i zielona jak wodorosty w stawie.
Prosta i zwyczajna. Jak codziennie mruczane pod nosem modlitwy.
O słońce. O miłość. O zdrowie.

3 komentarze:

  1. Ptak który łączy niebo i ziemię. Wysłany z modlitwami nie musi się spieszyć. Jest zawsze na Czas. Jakie ma imię?
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najcieplejsze usmiechy dla Ciebie i Gabrysi:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ptaka nie maluj. Taki jest piękny. Najwyżej ochronnie go potraktuj.
    W ogóle ładne te Twoje zdjęcia, siła w nich tkwi przynajmniej taka jak w Twoich drożdżówkach i szarlotkach.
    I fraza jak zwykle gładka, odróżnialna. Lubię ją i lubię Ciebie.

    Pozdrawiam, Oki

    OdpowiedzUsuń