Wydawalo mi sie ze przez miniony rok nie ruszylam z miejsca z moim projektem.
I owszem, pomysly byly.
Po 27 probie
nagrania lajfa na resosocio
nadal ryczalam ze smiechu. Nie, to zdecydowanie, nie moja bajka.
I nie wiem jak zrobic, zeby w jednym i tym samym czasie przebierac
eleagnacko rekami zaplatajac jakis kawal sztuki, wypowiadac madrosci
wycelowane prosto w oko kamery i usmiechac sie uroczo odgarniajac
zalotnie kosmyk wlosow z czola !
Jak ogarniaja to influcerki?
Jedna doswiadczona persona twierdzi, ze ona cyzeluje tresci jakies dwa dni plus mejkapy plus outfity plus plenery. No, ja chcialam tak z marszu, w dwadziesicia minut. U mnie sie nie da, ale moze jak kto jest zwierze medialne to mu pojdzie z marszu. Nie poddam sie. Bede probowac.
Fotki z pieknym swiatlem, cudnie skadrowane okazaly sie nieosiagalne przy uzyciu aparatu w komorce. Nie wiedziec czemu trzeba ich trzepnac najmarniej setke zeby wybrac jedna z tzw. "dusza " Reszta albo przeswietlone albo obiekt wali sie na jedna strone, albo tonie w plocieniach. Jak zrobic zeby bylo i ladnie i swietliscie i przestrzenne i produkt w detalach pokazany ? Sekretu nie zglebilam, ale zmarnowalam sporo czasu na latanie za tlem, swiatlem i kadrem etc. Domownicy mnie wyklinali bo co rusz wydzieralam im z rak komorki, przekonana ze tylko moj aparat nie daje rady.
Poki co romas z resosocio nie wyszedl poza faze puszczania oka. Nie trace nadziei.
Stanelo na slowie pisanym. Generacja X jak znalazl.
Musialam chyba potrzebe medialnego flirtu wyartukulowac w kosmos, bo pewnego dnia zadzwonila Sylvie.
Sylvie od ogrodow. Latem kupila od mnie kilka rzeczy i zainstalowala w tych swoich zielonych przestrzeniach jako architekuture. Jeden obiekt podswietlilam i zyskal calkiem nowa funkcje, ogrodowej lampy. Instalacja wpadla w oko pewnej pani redaktor.
- Dalam twoje namiary dziennikarce, odezwie sie zeby artykul zrobic ! Koniecznie !
Wyszlo troche krzywo, jak na tych nieszczesnych fotkach. Usilowalam pod stolem kopac po kostkach moje szczescie, bo zalaczylo mu sie gadane. Przy opowiesciach o tym jak chlop lokomotywe prowadzil, dalam se spokoj. Pani redaktor sluchala bowiem zawziecie i nic nie bylo jej w stanie zniechecic. W efekcie czytelnicy gazety mogli zaznajomic sie szczegolowo z losami kreatywnej emigranckiej pary. Pomyslalam, co mi szkodzi, czarne okulary na twarz i przechadzki tylko po zmroku. Ale o dziwo zadzialalo.
Przez caly grudzien do atelier zagladali ludzie, ktorzy za przewodnik mieli artykul w gazecie. Co sie nagadalam, napokazywalam, nachwalilam. A mowia ze slowo pisane ma sie nie za dobrze. Ze obrazek rule !
Tak wiec, poruszajac sie malymi kroczkami wydreptalismy sciezynke na obcej ziemi. Nie jest to ani wojewodzka ani szybkiego ruchu. Ale nasza wlasna. Dzika, wyboista i na swoj sposob urocza.
Nie calkiem zmarnowalam ten rok.